„Wódka powinna być czysta, ogólnodostępna i darmowa”. To definicja, z którą spotykam się najczęściej w kontekście charakterystyki naszego dobra narodowego. Aromatyzowanie wódki ziołami czy też owocami, było oczywiście praktykowane w Polsce od zarania dziejów i miało na celu maskowanie smaku/zapachu niezbyt czystego produktu. Jednak nadawanie wódce intensywnego i wyrazistego aromatu spotykanego dotąd w likierach, było dla mnie szokiem.
Miało to miejsce kilkanaście lat temu, kiedy po raz pierwszy spotkałem się z tak zwanymi wariantami smakowymi. Pierwsze pytanie, jakie sobie zadałem to: po co ktoś miałby pić wódkę o smaku ananasa czy pieprzu? Do śledzia to nijak nie pasuje, a w drinkach mogę użyć innych składników. Odpowiedzi jest kilka, a poniższe trzy wydają mi się kluczowe:
- Po pierwsze, przy mniejszym nakładzie czasu i pieniędzy można uzyskać ciekawsze drinki.
- Po drugie, konkretna marka wódki staje się bardziej widoczna na półce w sklepie i barze.
- Po trzecie, dzięki wariantom smakowym można lepiej pokazać unikalność marki i przekonać do siebie konsumenta.
W dobie, kiedy tylko w Polsce zarejestrowanych jest ponad 1000 (!) marek wódki, a do tego na świecie pewnie jeszcze kilka razy tyle, naprawdę ciężko dotrzeć do każdego z informacją o swoim unikalnym produkcie. Coraz częściej można spotkać się z tym, iż producent nie wspomina w opisie swojej wódki o jej czystości, lecz głównie o jej wyjątkowym charakterze. Pomijam tu oczywiście wódki, w których spirytus jest niewiadomego pochodzenia, a na etykiecie nie napisano z jakiego konkretnego zboża zostały wytworzone. Mówię tu o wódkach klasy premium i super premium, gdzie przykłada się wielką uwagę do jakości i czystości składników pochodzących z chronionych przez producenta terenów.
Tak, jak kilkanaście lat temu pewnym przełomem było wprowadzenie na rynek wariantów smakowych wódek, tak obecnym zjawiskiem, z którym będziemy się coraz częściej spotykać, jest wypuszczanie na rynek takich wódek, do których produkcji nie użyto jakiegoś wariantu zboża czy ziemniaków, ale wariantu z konkretnego terenu upraw. Niedawno Belvedere, czyli pierwsza wódka klasy Premium jaka powstała na świecie, zaprezentowała swoje dwa nowe produkty: Belvedere Lake Bartężek i Belvedere Smogóry Forest. Jeżeli właśnie połamaliście sobie język, to wyobraźcie sobie konsumentów zagranicznych Myślę jednak, że zabieg użycia na etykiecie tych konkretnych nazw był dobrze przemyślany.
Czym są Lake i Forest (sadzę, że do tego sprowadzi się nieformalne nazewnictwo tych produktów)? To dwie odmiany czystej wódki Belvedere, do których produkcji użyto oczywiście tradycyjnie żyto Dańkowskie Diament, ale odpowiednio pochodzące z jednego terenu upraw czyli tak zwane single estate. Określenie to kojarzy się przede wszystkim z innym, a mianowicie ze słowem terroire, które skupia w sobie splot warunków klimatycznych, temperatury, nachylenie terenu etc. wpływających na niepowtarzalny charakter produktu tam uprawianego. Każdy z wariantów Belvedere Single Estate ma swój odrębny charakter wynikający właśnie z innego terroire dla danego terenu.
Wódka Belvedere Lake Bartężek wytwarzana jest z żyta pochodzącego z uprawy znajdującej się w sąsiedztwie nieskazitelnie czystego jeziora usytuowanego na Pojezierzu Mazurskim i charakteryzuje się delikatnością, a w aromacie posiada nuty kwiatowe oraz delikatnie owocowe. Będzie dobrą odpowiedzią na potrzeby tych, którzy preferują wódki bardziej „gładkie”. Belvedere Smogóry Forest wytwarzana jest z żyta tej samej odmiany co wszystkie produkty Belvedere, ale z upraw pochodzących z bogato zalesionej części województwa Lubuskiego. Unikalny terroire daje w efekcie wódkę o bardziej wyrazistym i aromatycznym charakterze.
Degustacja porównawcza, w której miałem okazję wziąć udział, wywarła na mnie bardzo duże wrażenie. Nieświadom, nigdy nie powiedziałbym, że próbuję wódki z tej samej odmiany zboża. Mam cichą nadzieję, iż na rynku będzie dostępny „dwupack”, tak żeby każdy mógł dostrzec cechy charakterystyczne i różnice terroire tych dwóch produktów.