RecenzjeMercy Brown Bar (Kraków) - recenzja

Mercy Brown Bar (Kraków) – recenzja

Ci, którzy bacznie śledzą naszego Instagrama, a zwłaszcza filmy z miejsca „gdzie król chodzi piechotą”, prawdopodobnie już znają nazwę baru, który ostatnio odwiedziłem. Ci, mniej czujni lub nielubiący oglądać mojej osoby w toalecie ☺ będą musieli dowiedzieć się jego nazwy z poniższego tekstu. Nazwy cocktailbaru, z którą po raz pierwszy spotkałem się jakieś 30 lat temu…

W życiu każdego następuje czas buntu – najlepiej, jeżeli będzie to w okresie tak zwanego dojrzewania, gdyż zbuntowane zgredy są raczej śmiesznym widokiem. Ja mam to szczęście, iż etap ten mam dawno za sobą. 25 lat temu ściąłem długie pióra, a katanę z logo Slayera odwiesiłem do szafy. Jednak czas poprzedzający te drastyczne decyzje nie był wypełniony Kucykami Pony, Barbie czy Hello Kitty (tego ostatniego nie jestem pewien ;) ), a raczej wszystkim tym, co bardziej mroczne niż różowe. Wtedy w jakiejś książce (taka stara wersja Internetu) natrafiłem na historię Mercy Brown.


Pod koniec XIX wieku w stanie Rhode Island w USA głośno było o historii niejakiej Mercy Brown, kobiety uznanej za… wampira. Nie będę tu rozwodził się nad tym konkretnym przypadkiem, jednak stał się on tak sławny, iż na jego kanwie ponoć napisana została słynna powieść „Dracula”. Nie wiem, czy twórcy krakowskiego cocktailbaru celowo za nazwę przyjęli imię i nazwisko najsławniejszej wampirzycy. Jeżeli nie, to super; jeżeli jednak zrobili to z premedytacją, tym lepiej.
Stawiam, iż wybór nazwy był przemyślany, gdyż w całym koncepcie dużo jest nawiązań do początku XX wieku, kiedy to w USA ogłoszono prohibicję i powoli rodziła się kultura speakeasy. Może nie spodziewałem się wewnątrz znaleźć trumien, pajęczyn i nietoperzy, jednak dla pewności, przed wizytą najadłem się czosnku.

Wejście do Mercy Brown nie jest takie oczywiste – nie ma szyldu, a pod wskazanym adresem jest zupełnie inny lokal. Kiedy zdesperowany wszedłem, aby zapytać o wskazówki dojścia do celu, pan szatniarz miło się uśmiechnął i poprosił, abym chwilkę poczekał. Po chwili zostałem przeprowadzony przez zakamarki szatni i dziwne korytarze, po kamiennych schodach na piętro, gdzie za lekko obskurnymi drzwiami przywitała mnie w całej swej okazałości Mercy Brown.


Nie chce się powtarzać, lecz istnieje kilka takich miejsc, do których chciałbym ponownie mieć możliwość wejść po raz pierwszy. Tak było i w tym wypadku. Wrażenie jest tak piorunujące, iż żal, że ten pierwszy raz nigdy więcej się nie powtórzy. Tak jak już wspomniałem, cały koncept nawiązuje do klimatu sekretnych amerykańskich barów z początku XX wieku. Wszystko to dosłownie widać, słychać i czuć. Wnętrze sali głównej, choć nie wypełnione pluszowymi kanapami, jest bardzo ciepłe i klimatyczne. Wszystko to za sprawą ciepłego, przydymionego światła, sennie sączącego się zarówno z podwieszonych, jak i bocznych lamp. Na lewo od wejścia jeszcze bardziej przytulne pomieszczenie z przepięknym żyrandolem i szerokim lustrem. Na prawo bar, kilka stolików i scena. Niestety niedane mi było na żywo doświadczyć możliwości tej ostatniej, na której deskach odbywają się koncerty i występy burleski, ale i tak puszczana muzyka wprowadzała wszystkich Gości w iście leniwy nastrój.


Za barem nie rzuca się w oczy od pierwszej chwili kolekcja wysublimowanych trunków, przepięknego szkła i barmańskich gadżetów. Wszystko to, co w innych barach jest na pierwszym planie, tu przyćmione jest jednym wielkim uśmiechem krzątających się barmanów. Karta drinków, jak zazwyczaj bywa w topowych cocktailbarach, jest wyłącznie wsparciem do tego, co zaoferuje nam wprawne barmańskie „ucho i oko”, czyli krótka wymiana zdań z Gościem, podparta zmysłem obserwacji. Tak też było i w tym wypadku, jednak pozwoliłem sobie do karty zajrzeć i stwierdzić, iż jest jedną z bardziej bogatych i zróżnicowanych, jakkolwiek nadal utrzymanych w klimacie miejsca. W karcie, drinki głównie na whisky w przeróżnym „stopniu wysmażenia”, dodatkowo cała sekcja ginów z tonikami i drinków bezalkoholowych. Ceny ogólnie nie należą do niskich, jednak dobrego drinka możemy wypić już za 24,21 PLN (spytajcie barmana o historię z tym związaną).
Mimo iż wysoko cenię swoje kubki smakowe, to w Mercy Brown nieważne było to, co dali mi do picia, lecz to, w jaki sposób to zrobili – a robią to perfekcyjnie. Zazwyczaj Goście nie pamiętają, co pili dnia poprzedniego w barze, ale pamiętają atmosferę miejsca. Siedząc przy barze w Mercy Brown nie wiedziałem, co piję, choć na pewno piłem coś pysznego. Wiedziałem natomiast, iż znów się zakochałem.

Patryk Le Nart.

PS 1

Mercy Brown jest obowiązkowym przystankiem dla wszystkich tych, którzy cenią sobie nie tylko pyszne koktajle, ale również niepowtarzalny klimat i gustowne wnętrza. Jest idealnym miejscem na randkę lub spotkanie w mniejszym gronie.
PS 2
Cocktail Bar Mercy Brown otrzymał tytuł „The Best Cocktail Bar w 2017 i 2018.

Mercy Brown Bar:
www.mercybrown.pl

ul. Straszewskiego 28Kraków

Godziny otwarcia:

  • Środa – Sobota: 19:00 – 01:00
  • Niedziela: 18:00 – 23:00

Rezerwacje:
https://mercy-brown-krakow.resos.com/booking

Patryk Le Nart
Patryk Le Narthttp://www.msbis.com
Dyrektor i założyciel Międzynarodowej Szkoły Barmanów i Sommelierów, właściciel Bar Catering i portalu koktajlowego MojBar.pl. Posiada wykształcenie kierunkowe zdobyte w USA i wieloletnie doświadczenie zawodowe w najlepszych lokalach Nowego Jorku. Współtwórca oraz sędzia techniczny konkursów barmańskich w stylu klasycznym i flair. Od lat występuje w roli eksperta, konsultanta, konferansjera. Miłośnik barmaństwa na najwyższym poziomie, znawca wykwintnych alkoholi i właściciel największej w Polsce ich kolekcji.

Obserwuj nas:

15,622FaniLubię
25,682ObserwującyObserwuj
179,000SubskrybującySubskrybuj

Najnowsze: