Dwa miesiące lockdownu spowodowanego pandemią koronki i bieżąca sytuacja na pewno nie należą do łatwych. W olbrzymim stopniu odczuli to właściciele wszelkiego rodzaju przybytków gastronomicznych, a w jeszcze większym stopniu zarządcy barów, którzy nie mogli posiłkować się dostawami jedzenia na odległość. Choć obecne czasy nie są też wymarzone dla barowych recenzentów (zwłaszcza dla tych obiektywnych, do czego aspiruję), nie mogłem powstrzymać się od wyjścia w teren i zrobienia recenzji baru, który stanął pierwszy na mojej drodze.
Ten Bar w Wilanowie – niektórzy właśnie poznali nazwę, inni muszą jeszcze chwilę pogłówkować – jest miejscem, które już kiedyś odwiedziłem. Było to jednak w dniu otwarcia, który zazwyczaj jest mało zbliżony w swoim funkcjonowaniu do regularnej działalności. Jak już się przekonaliśmy, obecne czasy również mało mają wspólnego z normalnością w funkcjonowaniu barów i obawiam się, iż może to niestety będzie nowa normalność. Postaram się jednak skupić swoją uwagę na typowo koktajlowych aspektach funkcjonowania Ten Baru, który znajduje się w gastronomicznej enklawie Miasteczka Wilanów.
Zacznijmy od lokalizacji, która dla mieszkańców Wilanowa jest zbawieniem, zaś dla bywalców barów zlokalizowanych w centrum Warszawy jest raczej z… (4 litery). Oznacza to to, że nikt poza mieszkańcami Miasteczka, głębokiego Mokotowa i Ursynowa raczej tam nie zawita. Z drugiej strony patrząc, mając tak szeroki elektorat (takie słowo na czasie), pozbawiony jakiejkolwiek konkurencji, Ten Bar jest tym jedynym zwycięskim migdałem w cieście. Problem w tym, że lubię poskakać z ciastka na ciastko, a po wycieczce do Wilanowa pozostaje już tylko w alternatywie powrót do domu, a konkretnie na kanapę w dużym pokoju.
Niemniej tym, którzy zaryzykują wycieczkę lub są mieszkańcami okolicznych terenów, Ten Bar ma do zaoferowania standardy tak samo wysokie, jak te oferowane przez najlepsze cocktailbary w Centrum. Lokal sam w sobie nie jest zbyt pokaźnych rozmiarów i prawdopodobnie, gdyby nie obecne obostrzenia, mógłby pomieścić niewiele ponad 20 osób. Dodatkowym atutem jest tu ogródek, który w miarę potrzeb można chyba dostosować do większej liczby Gości tak, jak to było podczas wielkiego otwarcia.
Wnętrze nie przypomina pełnego bibelotów i memorabiliów irlandzkiego pubu. Nie jest również ociekającym złotem i kryształami wybiegiem, gdzie odbywa się handel żywym towarem. Jest elegancko, przyjemnie i niezobowiązująco. Najważniejszym elementem wystroju są oczywiście półki po brzegi wypełnione w dużej mierze rzadkimi alkoholami, których użycia nie zawahają się pracujący tam barmani. Oferta koktajlowa jest szeroka i urozmaicona, obecny tytuł autorskiej karty to „Historie i Legendy Warszawskie”, a w niej dziewięć koktajli w cenie około 30 pln każdy. Dziesiąty koktajl owiany jest tajemnicą, jego smaku doświadczyć mogą tylko ci, którzy wcześniej zamówili pierwsze dziewięć drinków. Pomysł bardzo oryginalny i nawiązujący do nazwy baru, jest jednak dość ryzykowny. Mam nadzieję, iż poza „wmurowaniem” w ścianę baru pamiątkowej tabliczki z imieniem i nazwiskiem śmiałka, personel zapewnia również dowóz do domu wraz z kołysanką i ułożeniem do snu. Dla tych, którzy wiedzą, iż zmagania koktajlowe mogą się źle skończyć, a zarazem cenią sobie dobrze przygotowane, koktajle klasyczne z użyciem dobrych produktów, przygotowany jest odrębny dział.
Personel Ten Baru jest bardzo fachowy, pomocny i, co widać mimo zasłaniających twarze maseczek, uśmiechnięty i zadowolony z wykonywanej pracy. Należy dodać, iż bardzo poważnie podchodzą do kwestii bezpieczeństwa i już przy wejściu przedstawiane są nowe zasady funkcjonowania. Niestety chwilowy brak możliwości siadania przy barze pozbawia Gości możliwości podziwiania kunsztu technicznego naszych gospodarzy. Jednak, przy sprzyjającym szczęściu, możecie tu natrafić na stałego rezydenta, mistrza świata barmanów, którego krótki pokaz lub efektowna praca za barem zrekompensują wszelkie nieudogodnienia.
Bardzo krótko podsumowując: jeżeli kiedykolwiek rozważałbym zamieszkanie w Miasteczku Wilanów, to obecność Ten Baru na pewno pomogłaby mi w podjęciu pozytywnej decyzji 😉.
Patryk Le Nart