Są takie miejsca, do których wchodzisz i już wiesz, że są trafione w dziesiątkę. Są takie, które w pierwszej chwili nie porywają, ale mają potencjał do wykorzystania. Są też takie, które z założenia skazujesz na stratę. Lokal, który odwiedziłem ostatnio, zaliczę do grupy środkowej. Ma szansę na duży sukces, ale pod warunkiem, iż decydenci umiejętnie wykorzystają jego unikalny potencjał.
„W Orbicie Słońca” to lokal, który niedawno zagościł na warszawskiej mapie miejsc chwalących się koktajlami. Właściwie jest on pewnego rodzaju hybrydą – połączeniem baru, pizzerii i domu kultury. Jednak żaden z tych elementów nie jest tym wiodącym, a na pewno nie oczywistym dla osoby wchodzącej z ulicy. Budynek, w którym znajduje się lokal jest częścią wielkiego kompleksu MDM (Marszałkowska Dzielnica Mieszkaniowa), wzniesionego na początku lat pięćdziesiątych w socrealistycznym stylu, charakterystycznym dla zatwardziałej „komuny”. Nie dziwi w związku z tym fakt, iż monumentalne wnętrze lokalu wypełniają marmury, lustra, mosiądz i, niestety, wszechobecny chłód. Wszelkie podjęte zabiegi ocieplenia wnętrza poprzez wstawienie elementów zieleni w tych warunkach giną. Mam świadomość, iż cały MDM wpisany jest do rejestru zabytków i w związku z tym zbyt wiele nie da się w środku poprzestawiać, jednak pewne zabiegi w celu stworzenia bardziej przytulnego miejsca należałoby poczynić. Sam, aczkolwiek przepiękny i wart zobaczenia, słoneczny żyrandol sprawy nie załatwi. Personel również nie jest porywający. Oczywiście uśmiechnięty i pomocny, lecz w swoich działaniach bierny.
Cała ta hybryda jest dwupoziomowa. Na dole znajduje się mała „fabryka pizzy”, bar serwisowy i proste stoły ze „szkolnymi” krzesłami. Na piętrze jest troszkę cieplej – są kanapy, scena stand-up i rozbudowany bar z miejscami do siedzenia. Oferta barowa, jak na możliwości powierzchniowe, raczej mizerna. Karta zawiera ponad 20 klasycznych koktajli w umiarkowanych, co jest plusem, jak na lokalizację cenach w przedziale 18-29 pln. Jednak flagowymi dla tego lokalu koktajlami są szeroko reklamowane, lecz niezbyt wyszukane orzeźwiające szprycery podawane w wielkich, wypełnionych lodem, kielichach w średniej cenie 24 pln. Ogólną jakość oferty oceniam na przeciętną; pizza również nie była powalająca, a cannoli smaczne, ale tylko dlatego, że w Polsce nie mamy wyśrubowanych standardów tego, skądinąd doskonałego, ciastka. Obawiam się, iż nie zachęci to szeroko pojętego odbiorcy do wielokrotnego odwiedzania tego lokalu, a bez odbiorcy miejsce to będzie nadal zimne i, w konsekwencji, puste.
Patrząc szeroko na koncept, nie widzę tu spójności. Pizza i szprycery mają się ku sobie, ale w tak zimnym i niepasującym do nich otoczeniu postawiłbym na inną flagową ofertę, zważywszy również fakt, iż to kombo w lepszym wydaniu można spotkać w przytulniejszych okolicznościach przyrody.
„W Orbicie Słońca” nie jest lokalem, dokąd udałbym się na romantyczną randkę, czy na spotkanie w męskim gronie (dwa skrajne w smaku single malty to jednak trochę za mało). Jest to w miarę interesujące miejsce na „psiapsi” pogaduchy nad niezbyt mocnym drinkiem i pizzą na dwie. Zagadką pozostaje dla mnie scena i część kulturalna, które mogą być jakimś kluczem do sukcesu tej formuły lokalu w przyszłości.
Patryk Le Nart
P.S. Będąc już w środku, spytajcie o genezę nazwy lokalu.
W Orbicie Słońca
Adres: Marszałkowska 45/49, 00-401 Warszawa
Godziny otwarcia:
pon. Zamknięte
wt.-czw. 10:00–02:00
pt.-sob. 10:00–04:00
niedz. 10:00–22:00
Telefon: 500 585 866