ArtykułyGin – historia powstania, burzliwe dzieje, renesans i powrót na salony oraz...

Gin – historia powstania, burzliwe dzieje, renesans i powrót na salony oraz czym różni się kraftowy Gin od Genever i London Dry.

Szanowny Czytelniku, jeżeli uważasz, iż pierwszy gin, czyli nalewka z jałowcem, powstał w XVIII wieku w Anglii, to niestety się mylisz. Jeżeli uważasz, że powstał w XVII wieku w Holandii, to również jesteś w błędzie. Jeżeli podczas wertowania ksiąg historycznych natknąłeś się na wzmiankę o leczniczej jałowcowej nalewce wytwarzanej przez włoskich mnichów w XIV wieku, to muszę Cię zmartwić – oni również nie byli pierwsi. Pierwsi byli mieszkańcy odległego od tych rejonów kraju… kraju nad Wisłą.

Historia ginu

Skoro już tak przewrotnie rozpocząłem mój tekst i udało mi się przykuć Twoją uwagę Szanowny Czytelniku, to pozwolę sobie przedstawić mój tok rozumowania. Nie poprę go średniowiecznymi zapiskami, lecz wyłącznie logicznym porównaniem i scaleniem faktów.

W Europie od wieków pito trzy rodzaje trunków – było to piwo, wino i miód, i były to właściwie jedyne metody wprowadzania w życie elementu baśniowego. Kiedy to za sprawą przybyszów z Afryki i Dalekiego Wschodu, sztuka destylacji dotarła na nasz kontynent, nikt nie zdawał sobie sprawy z cudownych jej możliwości. Uczeni i medycy tworzyli wówczas mikstury, które poprzez aplikację zewnętrzną, miały przynieść ulgę przy wszelkiego rodzaju schorzeniach. Natomiast, nasi przodkowie z miejsca zorientowali się, iż lepsze działanie ma aplikacja wewnętrzna. Skoro jednak sztuka destylacji nie była jeszcze tak dopracowana jak teraz, starano się zabić piekący i ostry smak trunku wszelkiego rodzaju aromatyzatorami. Wątpię, żeby któryś z naszych przodków, potomków Piasta Kołodzieja, nie potknął się o jałowiec i nie odkrył tym samym magicznego wpływu jagód jałowca na poprawę smaku palącego trunku. Ponadto, jeżeli spojrzymy na nasz wielowiekowy dorobek w tworzeniu wszelkiego rodzaju nalewek, moje połączenie faktów może okazać się bardzo prawdopodobne.

Burzliwe dzieje ginu

Jednak, jeśli odrzucimy na bok moje fantazjowanie i przyjrzymy się mokrym (w tym wypadku) faktom, to przyznać trzeba, iż to Holendrzy, w XVII wieku, pierwsi tworzyli jałowcówkę do celów bardziej konsumpcyjnych, niż leczniczych. To oni przed kolejną bitwą, a było wtedy w czym wybierać, stawali gęsiego do beczki wypełnionej Genever i po kolei chochlą nabierali jałowcowy trunek, w celu dodania sobie odwagi. Z resztą z tamtych czasów pochodzi określenie Dutch Courage, czyli holenderska odwaga wsparta odpowiednią działką destylatu, obecnie przez niektórych porównywanego do mieszaniny ginu, wódki i szkockiej whisky. Wiem, że teraz miłośnicy Genever wytkną mi głoszenie herezji, ale cóż poradzę na to, iż większość amatorów, przeze mnie Genever częstowanych, odnajduje w nim wspomnianą wyżej trójcę trunków. Wróćmy jednak do historii i ekspansji naszej jałowcówki, bo, dzięki grze w szachy, wszystko właśnie teraz nabiera tempa. A konkretniej, chodzi mi o rotację królów i królowych na wszelkich europejskich dworach. To za ich sprawą rządy w Anglii objął miłośnik koloru pomarańczowego, niejaki Wilhelm III Orański i to wtedy gin stał się oficjalnym napitkiem królewskiego dworu. Kolejne dwa fakty: zakaz importu trunków ze skłóconej Francji i przymykanie oka na nielegalną, w pewnym sensie chałupniczą, produkcję ginu spowodowały zjawisko „Gin Craze”, czyli londyńską patologię, w wyniku konsumowania przez mieszkańców stolicy Imperium alkoholu w ilościach bardziej niż hurtowych. W końcu, rządowe restrykcje oraz wielka susza sprawiły, iż londyńczycy postawieni zostali dosłownie do pionu, a gin wzniósł się na bardziej ekskluzywny poziom. Niedługo potem gin ponownie stosowany był zgodnie ze swoją oryginalnie zakładaną funkcją: jako składnik lekarstwa na malarię. Chociaż sam w sobie nie był lekarstwem na ta egzotyczną chorobę, ale w połączeniu z rozpuszczoną w wodzie chininą (pierwszy skuteczny lek na febrę) dał początek jednemu z bardziej sławnych koktajli świata znanego powszechnie jako Gin & Tonic.

Przez pewien czas gin dyskretnie stał z boku, z zazdrością patrząc na whisky, zajmującą jego miejsce na salonach, aby nagle wyskoczyć jak diabeł z pudełka dzięki 18 poprawce do Konstytucji Stanów Zjednoczonych. Jak dobrze wiemy, amerykańska prohibicja skutecznie zakręciła kurek z alkoholem na długie 14 lat. Jednak człowiek nie wielbłąd…, tak więc przydomowa produkcja bimbru stała się procederem dość powszechnym. Jakkolwiekby wychwalać umiejętności gorzelnicze domorosłych bimbrowników, efekt ich ryzykownej pracy był wątpliwej jakości. Na szczęście w tamtym czasie w USA mieszkało już bardzo wielu potomków Piasta Kołodzieja, którym metoda łagodzenia trunku poprzez dodawanie jagód jałowca znana była od wieków. Tak więc znowu okazało się, iż świat nie jest przygotowany na polską myśl techniczną, która uratowała wielu Amerykanów od wyschnięcia na wiór. Czasy się zmieniały, Amerykanie polubili wódkę, gdyż po tak zwanym Two-Martini lunch, nie była tak wyczuwalna z ust jak aromatyczny gin. W Anglii, gin pijał tylko agent 007, a i tak w towarzystwie wódki w swoim ulubionym Vesper Martini. Gin znów poszedł w odstawkę – był zbyt „sztywny”.

Renesans ginu i powrót na salony

Powodów, dla których od kilku lat popularność ginu znacząco wzrasta jest bardzo wiele. Pierwszy powód, który znam od podszewki to zmiany kulturowe. Lata 80-te i 90-te w Stanach Zjednoczonych to nadal okres dzikiej zabawy w kulturze disco. To wtedy popularne były takie koktajle, jak Cosmopolitan, White Russian czy Sex on the Beach. Królowało szaleństwo, kolorowe drinki i wszechobecna, energetyczna słodycz. Stojąc za barem w Nowym Jorku pod koniec lat 90-tych robiłem takie rzeczy, że jeszcze mi wstyd … Początek obecnego wieku, to powrót do barmaństwa klasycznego, bliższego ogólnym trendom eleganckich lat 20. poprzedniego wieku. Cukierkowe w smaku i kolorze drinki poszły w zapomnienie, również w związku z narastającą świadomością żywieniową. Nawet pijąc alkohol można myśleć o zdrowiu, a gin to przecież pochodna ziołowych leczniczych nalewek.

Kolejnym powodem otwarcia na gin stała się jego wysoka podaż. Patrząc na półki sklepowe, nie można było nie zauważyć mnogości nowych produktów spod znaku jałowca. Zjawisko to spowodowane było jeszcze większym wzrostem popularności… whisky, której zapasów zaczęło brakować. W wyniku tego producenci bursztynowego płynu, który zdetronizował gin 100 lat wcześniej, zorientowali się, że jałowcówkę są w stanie zrobić w relatywnie szybszy i tańszy sposób, gdyż w odróżnieniu od whisky nie wymaga ona wieloletniego i kosztownego starzenia w beczkach. Każdy, kto miał dostęp do alembika zaczął faszerować go jałowcem.

Wszystkie te elementy, w powiązaniu z ogólnym buntem przeciw wielkim markom koncernowym, spowodowały zmianę kursu, podobnie jak w przypadku piw, w kierunku kraftowości oraz zwrócenie uwagi na lokalność wytwarzanych trunków. Gin stał się na świecie kategorią alkoholi notującą ogromny wzrost produkcji. W rankingu konsumpcji ginu prowadzi Europa: z dziesięciu krajów o największej sprzedaży ginu, osiem to kraje europejskie. W samej Wielkiej Brytanii w zeszłym roku konsumenci kupili 66 milionów butelek, co stanowi wzrost roczny na poziomie 41%. W Polsce również zanotowano wartościowy wzrost sprzedaży na poziomie 31% w stosunku do roku 2019 i jest to zasługą w dużej mierze ginów kraftowych.

Czym różni się Kraftowy Gin od Genever i London Dry?

W tym miejscu warto wspomnieć o podstawowych różnicach pomiędzy tymi najbardziej znanymi jałowcówkami. Miłośników Genever udało mi się już „obrazić” kilka akapitów wyżej. Czas spojrzeć w oczy miłośnikom typowych ginów z angielskiego gangu i powiedzieć wprost – są one w większości nudne. Wynika to z tego, iż są do siebie bardzo podobne, gdyż wszystkie posiadają dominujący smak jałowca. Oczywiście, nawet wielkie marki wypuszczają teraz swoje bardziej zadziorne wersje, z charakterem, ale nie zdecydowałyby się na to, gdyby nie rosnąca popularność ginów kraftowych. To właśnie ci raczkujący producenci pokazali, że gin nie musi być kojarzony tylko z jałowcem, lecz może być alkoholem wielowarstwowym, z bogactwem aromatów ziół, przypraw, kwiatów i owoców.

Polskie Giny Kraftowe

Trendy konsumenckie w Polsce nie odbiegają od tych ogólnoświatowych, a moda na lokalność i rzemieślniczość kwitnie, co można od kilkunastu lat zauważyć śledząc wzrost popularności tego typu produktów w segmencie piw. Oczywiście, nadal liderami sprzedaży będą tanie giny wytwarzane na masową skalę, jednak kraftowych producentów okowit i ginów przybywa. Stawiam, iż w przeciągu najbliższych dwóch lat w Polsce pojawi się kilkanaście nowych marek ginów krajowych. Już teraz na pólkach w dobrych sklepach z alkoholem odnajdziemy takie polskie giny rzemieślnicze jak Herbarius, Jonston, Polish Forest Gin czy 24 Herbs Gin.

To właśnie ten ostatni mocno mnie zaintrygował i to w kilku aspektach. Przede wszystkim kształt, a zwłaszcza młotkowana faktura butelki zakończonej drewnianym korkiem oraz wypukła etykieta sprawiają, że przykuwa oko i znacząco wyróżnia się w mojej kolekcji kilkudziesięciu ginów. Indywidualnie numerowana, perłowa i miła dla oka etykieta zawiera informacje o wszystkich botanicals użytych do uzyskania pełni aromatów. Moim zdaniem, zabieg ten ułatwia amatorom dostrzeżenie delikatnych niuansów, a profesjonalistów przekona, iż warto by przekaz był transparentny. Do kompozycji 24 Herbs Gin, poza krystalicznie czystą wodą i wysokiej jakości spirytusem, użyto delikatnych destylatów z ziół, kwiatów i przypraw. Według oceny enologicznej Łukasza Gołębiewskiego, eksperta wśród degustatorów mocnych trunków, którego wiedzę bardzo sobie cenię, 24 Herbs Gin jest rześki, z nutą zielonego ogórka, melona oraz igliwia. Aromatom cytryny i czerwonego grejpfruta towarzyszy kompozycja tymianku i ziół prowansalskich. To właśnie unikalne zestawienie aromatów, lekka słodycz i prawie niewyczuwalny alkohol sprawiły, iż 24 Herbs Gin nagrodzony został złotym medalem podczas XV Degustacji Wódek zorganizowanej przez miesięcznik „Rynki Alkoholowe”. W pełni zgadzam się z tą wysoką oceną. Dodatkową wisienką na torcie jest fakt przystępnej ceny za butelkę bardzo wysokiej jakości premium 24 Herbs Gin.

Z czym pić Giny Kraftowe?

Uważam, iż sukces koktajlu tkwi w jego prostocie. W przypadku ginów kraftowych, mamy do czynienia z bogactwem różnych aromatów, które, przytłoczone ciężkimi dodatkami, mogłyby tylko utracić najlepsze walory smakowe. Drinki na „kraftach” powinny być delikatne, lekko podkreślające ich niuanse aromatyczne. Przekonałem się o tym podczas testowania ginu 24 Herbs, kiedy idealnie łączył się z pozostałymi składnikami w różnych wariacjach Gin & Tonic, Collins czy w odpowiedniej kombinacji trunków w White Negroni. Nie jestem fanem picia czystych ginów na lodzie, ale dla 24 Herbs zrobiłem wyjątek i ten test bardzo mi się spodobał. Stawiam na to, iż rozwój kraftowych ginów w naszym kraju będzie w najbliższych latach podobny temu, który obserwować można na innych czołowych rynkach, a odpowiednio wyedukowani konsumenci do tworzenia koktajli używać będą nowatorskich i unikalnych ginów kraftowych.

Patryk Le Nart
Patryk Le Narthttp://www.msbis.com
Dyrektor i założyciel Międzynarodowej Szkoły Barmanów i Sommelierów, właściciel Bar Catering i portalu koktajlowego MojBar.pl. Posiada wykształcenie kierunkowe zdobyte w USA i wieloletnie doświadczenie zawodowe w najlepszych lokalach Nowego Jorku. Współtwórca oraz sędzia techniczny konkursów barmańskich w stylu klasycznym i flair. Od lat występuje w roli eksperta, konsultanta, konferansjera. Miłośnik barmaństwa na najwyższym poziomie, znawca wykwintnych alkoholi i właściciel największej w Polsce ich kolekcji.

Obserwuj nas:

15,622FaniLubię
25,682ObserwującyObserwuj
181,000SubskrybującySubskrybuj

Najnowsze: