Spośród lokali ostatnio przeze mnie odwiedzanych, ten wydaje się miejscem najbardziej przytulnym, miłym i ciepłym. Choć prawdopodobnie aura jesienna sprzyja takim odczuciom, to myślę, że większość odwiedzających to miejsce podzieli moją opinię, iż mimo swoich niemalże mikroskopijnych rozmiarów mieści ono w sobie bardzo wiele.
„Aura”, bo tak nazywa się ten miniaturowy lokal w centrum Warszawy, jest miejscem zjawiskowym. Jest wyższa niż szersza, co prawdopodobnie może stwarzać masę problemów, jednak taki ciekawy rozkład kubatury czyni z niej miejsce unikalne. Zaraz po wejściu, oczom naszym ukazuje się kilkumetrowa ściana butelek przeróżnej maści i treści, elegancki blat barowy z kilkoma hokerami i trzy okrągłe stoliki pośrodku – wszystko to zachowane w ciepłym kolorze mosiądzu. Przeciwległa do wejścia z ulicy ściana pokryta jest… dywanem – zabieg niestandardowy, ale świetnie skomponowany z całością.
Trunkiem przewodnim lokalu jest Bourbon, jednak nie mylmy Aury z biblioteką wyłącznie tego amerykańskiego trunku. Na półkach znajdziemy wszelkie alkohole z najodleglejszych zakątków świata. W tym gronie unikalnych trunków każdy znajdzie coś dla siebie. Karta menu podzielona jest na trzy części, w których średnia cena koktajlu oscyluje w granicach 30 pln. Pierwsza część dedykowana jest wariacjom na Old Fashioned, niestety, z uwagi na zmianę karty, dostępna była tylko połowa oferty. Załapałem się na Old Fashioned Garam Masala, które gorąco polecam. Kolejna część to autorskie propozycje łączenia Bourbonu z owocowymi aromatami. Znajdziemy tu Bergamotnik, Truskawiec, Zieloną Porzeczkę czy też testowany przeze mnie Wiśniowy Amaro. Propozycje nieoczywiste, w sam raz dla amatorów koktajli, w których Bourbon nie musi grać zawsze pierwszoplanowej roli. Ostatnią część menu zajmują propozycje własnych koktajli serwowanych na bazie ginu, rumu, tequili czy mezcalu.
Generalnie, w przeliczeniu na metr kwadratowy baru, jest to chyba lokal z największą liczbą butelek, zaś w przeliczeniu na butelki z najmniejszą propozycją koktajli w menu ☹. Na szczęście personel jest niezwykle pomocny i pomysłowy, więc w mig z uśmiechem przygotuje Wam koktajl, który spełni oczekiwania Waszych najbardziej wymagających kubków smakowych.
Aura jest miejscem magicznym, które staje się powoli obowiązkowym przystankiem na trasie, nie tylko weekendowych, przemarszów przez miasto. Nie jest typową „posiadówą”, a raczej barem „drink and go”, co osobiście uważam za plus, gdyż ciągła wymiana Gości sprawia, iż miejsce to tętni energią tak potrzebną nam zwłaszcza w jesienno zimowe wieczory.
Patryk Le Nart