Nowy warszawski bar w weneckim stylu.
Zacznę od tego, iż niestety nigdy nie byłem w Wenecji i w związku z tym, może nie powinienem wypowiadać się na temat przybytków nawiązujących do tego wspaniałego miasta. Byłem jednak w innych barach na całym świecie i trochę się na tym znam, dlatego uznałem, że „podejmę rękawicę” i napiszę krótko o moich doświadczeniach z pobytu w Va Bene Cicchetti. Zaznaczę jeszcze, iż wizytę w wyżej wymienionym barze złożyłem wieczorną porą pewnego zimowego czwartku.
Va Bene Cicchetti to super miejsce… na przystanek, jeżeli z dwoma (kluczowe) kumplami robicie tour po mieście i potrzebujecie czwartego z kolei koktajlu na dobitkę. Po pierwsze dlatego, że bar ten znajduje się w „bermudzkim trójkącie” warszawskich koktajlbarów i zewsząd tu blisko;
po drugie, znieczulenie nabyte we wcześniej odwiedzonych miejscach pozwoli Wam przymknąć oko na ceny koktajli, które zaczynają się od 35 PLN za MI-To czyli połączenie Campari i wermutu. Mało pracochłonny koktajl – nie spodziewajcie się efektu wow.
Dlaczego VBC (pozwolę sobie skracać nazwę) nie jest dobrym miejscem, żeby przyjść we czworo? Jest po prostu za mały i cztery osoby nie znajdą sobie miejsc stojących. Natomiast siedząc, mamy innych tuż nad głowami, co znacznie utrudnia prowadzenie relaksującej rozmowy. Sytuacja ta może się zmienić, jeżeli dojdzie ogródek, a jest na to miejsce – więc zobaczymy.
Dlaczego VBC nie jest dobrym miejscem, aby przyjść tylko we dwóch? Z prostego powodu, mamy proporcjonalnie mniejszą cierpliwość w oczekiwaniu na zauważenie i jakąkolwiek reakcję obsługi, a na to czeka się długo. Podobnie jest w oczekiwaniu na koktajle, które nie wymagają jakiegoś większego zaangażowania. Będąc w temacie obsługi, nie dostaniemy w VBC jakiejkolwiek namiastki hospitality, usprawiedliwiającej wysokie ceny. Komunikacja, uśmiech i zaangażowanie lepsze są w przysłowiowej budce z hot dogami (bez obrazy).
Dlaczego VBC nie jest dobrym miejscem na wyjście we dwoje? Brak kontroli nad liczbą Gości sprawia, iż nie doświadczymy włoskiego romantyzmu. Nie pomoże temu nawet piękny wystrój, za który lokal został wyróżniony, gdyż zasłaniają go ściśnięci i sfrustrowani oczekiwaniem Goście.
Dla kogo więc stworzono ten piękny bar, zadbano o szeroką kolekcję włoskich trunków i ciekawych cicchetti (przekąsek „na raz”)? Obawiam się, że właściciele VBC stworzyli lokal przede wszystkim dla… siebie, i jeżeli szybko nie wprowadzą kilku modyfikacji, będziemy mieć „Śmierć w Wenecji”.
Va Bene Cicchetti ma bardzo duży potencjał i na pewno z sukcesem można go wykorzystać. Po pierwsze, należy przyspieszyć funkcjonowanie baru poprzez wprowadzenie np. butelkowanych gotowców, czy koktajli „z kija”. Po drugie, kluczowe jest, aby uzmysłowić załodze, że Goście wracają po atmosferę, którą w prosty sposób tworzy uśmiech w połączeniu z komunikacją. Po trzecie, zalecane byłoby ograniczenie liczby Gości w lokalu w sezonie jesienno-zimowym. Spodziewam się, że latem ogródek przyciągnie rzeszę odwiedzających i dlatego tym bardziej dwa pierwsze punkty powinny być spełnione.
Tyle moim skromnym, subiektywnym zdaniem. Trzymam kciuki, tym bardziej, że „tetris” czyli spójność konceptu jest na dobrym poziomie.
P.S. Zupełnie odmienne (jeżeli chodzi o jakość obsługi) wrażenie odniosłem, kiedy kolejny raz na chwilę wpadłem do VBC. Może dlatego, że byłem pierwszym Gościem – w pustym lokalu z inną załogą.