Zazwyczaj bywa tak, że po wyjściu z lokalu mam już w głowie stworzoną listę plusów i minusów danego miejsca. Niektóre elementy wielkiej układanki są widoczne wręcz po pięciu minutach pobytu: braki w szeroko pojętej gościnności, niewystarczająca dbałość o czystość, czy w końcu mizerna oferta koktajlowa, nie wspominając już o klimacie i atmosferze. Po wyjściu z „Wody Ognistej” moja lista była na szczęście wolna od powyższych minusów. No, ale zacznijmy od początku…
Blisko rok temu, podczas branżowej rozmowy, wyraziłem obawę, iż „Woda Ognista” może nie przeżyć kolejnego lata. Wiadomo, że atrakcyjność lokali tuż nad Wisłą sprawia, iż sezon letni jest najtrudniejszym okresem dla lokali usytuowanych „wśród murów”. Trzeba mieć dużą wyobraźnię biznesową i właściwe przygotowanie, żeby nie dać się zaskoczyć lipcowo-sierpniowej fali posuchy w biznesie koktajlowym. „WO” dopiero raczkowała na rynku i nie posiadała jeszcze lojalnego grona fanów i stałych bywalców, mogących choć trochę zapełnić miejsca przy barze. Ku mojemu miłemu zaskoczeniu, lokal przy ulicy Wilczej przetrwał ten okres. Co więcej, właśnie świętował swoje drugie urodziny i wszystko wskazuje na to, że bynajmniej nie były one ostatnie.
Nazwa lokalu dość wyraźnie nawiązuje do Dzikiego Zachodu, ale może to tylko mój wymysł i produkt wyobraźni przepełnionej wspomnieniami z przeczytanych powieści Karola Maya. Po wejściu do środka (uwaga na schody), wrażenie kowbojskiego saloonu nie znika. Dość surowy wystrój: połączenie cegły i drewna, a do tego zdobiony sufit nad barem, charakterystyczny dla starszych amerykańskich lokali powoduje, iż widok szeryfa siedzącego przy stoliku nie byłby czymś nienaturalnym. Jednak, jeżeli usuniemy z wyobraźni wszystkich rewolwerowców, Indian i bizony, okazuje się, iż surowy wystrój jest idealnym tłem do zaprezentowania wszystkiego, co łączy się z koktajlami i sztuką ich przygotowania. Nie byłem w stanie zliczyć, ale liczba unikalnych i kolekcjonerskich szejkerów umieszczonych w ściennych gablotach jest bliska setki. Do tego, mnogość butelek za barem przyprawia o zawrót głowy.
Woda Ognista – recenzja
Karta koktajli zarówno w swoim wyglądzie, jak i zawartości odsłania przed nami prawdziwy klimat i myśl przewodnią lokalu, którą jest przedwojenna Warszawa. Nazwy koktajli, ich opisy i ryciny zamieszczone w małej książeczce powodują, iż z miejsca przenosimy się 100 lat wstecz. Nadmienić tutaj trzeba, że menu koktajlowe „Wody Ognistej” zostało uznane kilka tygodni temu w plebiscycie Bar Roku za najładniejsze w Polsce. Goście mogą wybierać spośród koktajli idealnie dopasowanych do nazw takich jak „Bal na Gnojnej” czy „Tango Milonga” , a elegancja i fachowość ich przygotowywania zasługują tu na miano sztuki najwyższej. Ceny koktajli nie należą do niskich, ale w końcu za odpowiednie doznania należy, i warto, odpowiednio zapłacić. Niewątpliwą i raczej unikalną zaletą dla topowych koktajlbarów jest dostępność potraw z kuchni, które oczywiście są również utrzymane w klimacie warszawskim. Oferta tak zwanych „Polskich Tapasów” pozwala zaspokoić głód bez potrzeby zmiany lokalu i rezygnacji z wybornych trunków. Miejsce jest wręcz stworzone nie tylko na „posiadówkę” w większym gronie, ale i na romantyczny wieczór we dwoje.
„Woda Ognista” wciąga. Nie jest to miejsce na szybkiego drinka lub lufę polskiej nalewki. Kto wejdzie tu na chwilę, na pewno spóźni się na kolejne spotkanie. Gospodarze nie wypuszczą tak łatwo, a i samemu żal jest wychodzić. Wiem, bo zawsze mam tutaj ten dylemat. W mojej stworzonej liście zdecydowanie dominują plusy, minusem może jest stado bizonów pędzące przez lokal zanim zorientujemy się, że jesteśmy w Warszawie sprzed 100 lat.
Patryk Le Nart
WODA OGNISTA
ul. Wilcza 8, Warszawa
Godziny otwarcia:
– niedziela, poniedziałek, wtorek, środa: 17:00 – 00:00
– czwartek, piątek, sobota: 17:00 – 02:00
Rezerwacje: 22 258 14 41